O rodzicielstwie bliskości
Teoria „rodzicielstwa bliskości”, która robi furorę w USA (i właściwie na całym świecie, bo „Księga Rodzicielstwa Bliskości” Williama Searsa i Marthy Sears jest światowym bestsellerem i biblią wielu młodych rodziców), w takich krajach jak Polska budzi mieszane uczucia. Nie dlatego, żebyśmy kwestionowali jej zasady – ale czy naprawdę spanie rodziców z niemowlęciem w jednym łóżku należy nazywać „techniką cosleepingu”? A decyzję, że matka wykorzysta nie tylko urlop macierzyński, ale i wychowawczy, pozostając z dzieckiem dopóki nie pójdzie do przedszkola – „naturalnym rodzicielstwem?” Czy pogląd, że obecność matki i ojca w pierwszej fazie rozwoju dziecka jest bardzo ważna dla jego poczucia bezpieczeństwa i modelu relacji z innymi ludźmi, trzeba uzasadniać „teorią przywiązania” Johna Bowlby’ego? Nie odeszliśmy tak daleko od tradycyjnego wychowania, jak kraje wysoko uprzemysłowione, gdzie karmienie piersią jest rzadkością i dowodem na „zielone”, pro-ekologiczne poglądy matki lub jej przynależność do jakiejś subkultury. U nas ważne są nie tylko względy zdrowotne tego rozwiązania, ale i jego ekonomika i wygoda, a dyskusja dotyczy nie tego, czy należy karmić piersią, ale gdzie i na jakich zasadach ma się to odbywać w miejscach publicznych.
O ZASADACH
Zasady „rodzicielstwa bliskości” Williama Sears’a mogą się nam wydawać zbyt oczywiste, powszechnie znane:
– Przygotuj się do ciąży, porodu i rodzicielstwa
– Karm z miłością i szacunkiem
– Reaguj z wrażliwością
– Zapewnij odżywczy dotyk
– Zapewnij bezpieczny sen, pod względem fizycznym i emocjonalnym
– Zapewnij stałą, pełną miłości opiekę
– Praktykuj pozytywną dyscyplinę
– Dąż do równowagi w życiu osobistym i rodzinnym
To fakt te zasady, są powszechnie znane i akceptowane społecznie – ale czy realizowane w praktyce? Kiedy rodzice pytają; – Kangurowanie wymaga dużo czasu, kiedy mamy to robić? Odpowiadamy: – Zawsze. Po prostu musicie to robić, tak samo jak musicie karmić dziecko czy przewijać. Dbałość o rozwój psychiczny dziecka jest tak samo ważna, jak dbałość o jego zdrowie, rozwój fizyczny. Jedyna różnica – naprawdę dość istotna – to to, że dziecko niedożywione, nie przybierające na wadze, budzi natychmiastowy niepokój wszystkich: rodziców, lekarzy, pielęgniarek środowiskowych, opiekunek. Dziecko izolowane od matki czy ojca, pozbawione ich bliskości, może wyglądać na zdrowe i zadbane. Zwłaszcza, gdy nie domaga się uwagi rodzicielskiej krzykiem. Ale brak bliskiego kontaktu będzie rzutował na jego późniejsze życie, relacje z innymi ludźmi, szansę na założenie w przyszłości szczęśliwej rodziny.
O WYMAGANIACH (A RACZEJ O ICH BRAKU)
Rodzicielstwo bliskości nie wymaga ze strony rodziców – zwłaszcza matki – poświęcenia siebie i swoich potrzeb na rzecz dziecka. To traktowanie go jako pełnoprawnego członka rodziny, włączenie go w nasz tryb życia, dodanie jego potrzeb i jego rytmu do codziennych zajęć matki i ojca. Kiedy macie kangurować? W każdej wolnej chwili: czytając książkę, oglądając telewizję, przeglądając gazetę, drzemiąc po obiedzie, przysypiając po kolacji na kanapie. Gdzie możecie karmić piersią? Wszędzie, w każdym miejscu, które gwarantuje chwilę spokoju dla ciebie i dziecka – na ławce w parku lub na skwerze, przy stoliku w kącie kawiarni, pokoju dla matki i dziecka w centrum handlowym, poczekalni.
O AUTORACH
To, co nas mocno przekonuje do „rodzicielstwa bliskości”, to nie tylko nasze własne, rodzinne doświadczenia czy zawodowe obserwacje, ale i życie Williama i Marthy Searsów. On jest lekarzem pediatrą, znanym amerykańskiej publiczności jako „doktor Bill” – pod tym imieniem występował w telewizyjnych programach, był ekspertem największego amerykańskiego portalu internetowego dla rodziców. Ona – dyplomowaną pielęgniarką i certyfikowanym doradcą laktacyjnym. Razem napisali około 20 książek, z czego kilka („Księga rodzicielstwa bliskości”, „Księga wymagającego dziecka”, „Księga małego dziecka” ) weszło na stałe do kanonu światowej literatury opieki nad dzieckiem.
Razem też wychowali ośmioro własnych dzieci – z czego czworo poszło w ich ślady i też wybrało medyczne zawody, a Jim i Robert są już uznanymi pediatrami. Wśród tej ósemki jedno z dzieci urodziło się z zespołem Downa, czego Sears’owie nigdy nie ukrywali przed opinią publiczną – wręcz przeciwnie, Stephen był często wspominany i towarzyszył im w podróżach i wystąpieniach publicznych. Martha i William są już oboje po 70., ale nadal prowadzą bardzo aktywny tryb życia, a zawodowo od kilku lat skupili się na dietetyce i alergiach. Zgodnie ze swoją polityką „rodzicielstwa bliskości” cały czas trzymują rękę na pulsie, jeśli chodzi o najbardziej aktualne tematy w opiece nad dziećmi, wszystkie współczesne wyzwania.